JEROME
-Nareszcie-westchnęła Mara
Clarke gdy tylko ich elegancki sportowy samochód wjechał na podjazd
na terenie szkoły.-Myślałam,że ta jazda nigdy się nie skończy.
-Źle się czujesz?-spytał z
troską Jerome jednym ruchem gasząc silnik.-Zbladłaś.
-Nic mi nie jest-uśmiechnęła
się lekko i ścisnęła jego dłoń-Nie przejmuj się.
-Jak mam się nie przejmować
kiedy...
-Cii-położyła mu palec na
ustach-Nie wypowiadaj tego głośno. Ktoś może usłyszeć,a nie
chcę żeby dzieci dowiedziały się od kogoś innego niż od nas.
-Dobrze-odetchnął rozglądając
się dookoła.-Fajnie jest wrócić,co?
-Pewnie-skinęła głową i
złapała męża pod ramię-Idziemy?
Clarke'owie zeszli z podjazdu i
ruszyli wybrukowaną ścieżką prosto do domu Anubisa,w którym
przeżyli tyle cudownych chwil. Gdyby nie Anubis,zapewne nigdy nie
poznałby Mary.
I Willow.
I Joy.
Skrzywił się lekko na
wspomnienie tej ostatniej. O ile Willow była zwykłym „wypadkiem
przy pracy”,desperackim pragnieniem znalezienia bratniej duszy i
kogoś,z kim mógłby spędzać czas,podczas gdy każdą wolną
chwilę spędzał z Amber,o tyle Joy była znacznie poważniejszym
problemem.
Drugi raz w ciągu roku
przekroczyli próg architektonicznego dzieła Frobisherów. Jerome
pamiętał jak dziś widok tego samego holu wypełnionego
nastolatkami-ach nie,byli już dorośli-wyjeżdżającymi z tego
magicznego miejsca zdawałoby się,że na zawsze. Pamiętał
uściski,cierpkie uśmiechy,ukradkiem lejące się łzy i gorzki smak
słów wypowiadanych na pożegnanie ze świadomością,że to
naprawdę już koniec. Tego dnia wyjeżdżali na uczelnię razem z
Joy. Zamierzali studiować na tej samej i zamieszkać razem. Dla
Jerome'a Clarke'a drzwi do tajemnic życia dopiero się otwierały.
Pamiętał jednak swoje
pożegnanie z Jaffray. Uśmiechnęła się wtedy ciepło i
poprosiła,żeby nigdy o niej nie zapomniał. Obiecał jej to z ręką
na sercu,a w kącikach jego oczu zebrały się łzy,które otarł ze
złością. Nikt nie mógł zobaczyć,że Jerome Clarke,ten egoista
bez serca,płakał.
I dotrzymał słowa danego Marze
W salonie siedziała jak zwykle
znudzona i naburmuszona Patricia,obok niej stał zamyślony Eddie,a w
kuchni z ciepłym uśmiechem na ustach kręciła się Nina pomagając
Trudy przy cieście.
Zupełnie jak przed kilku
laty-odkrył
ze zdumieniem Jerome-Brakuje jeszcze Amber wygłaszającej
monolog na temat szkodliwości zmywania naczyń na paznokcie i
Alfie'go zajadającego się kilkucentymetrową kanapką.
W domu Anubisa czas się
zatrzymywał,ale to co działo się za jego murami nabierało
zawrotnego tempa.
Mieszkanie,które wynajął z
Joy mieściło się na osiedlu kilka minut drogi spacerem od uczelni.
Żyli skromnie,uczyli się,śmiali,spędzali czas na mieście albo w
domu na oglądaniu komedii romantycznych,na których Jerome zawsze
zasypiał,a które tak uwielbiała Joy. Do czasu...
Pewnego ranka siedział w domu
sam;Joy miała wykłady rano,zaś on dopiero późnym popołudniem.
Próbował się uczyć,gdy nagle usłyszał dzwonek do drzwi.
Otworzył je i oniemiał. W progu,w ciemnych szortach odsłaniających
zgrabne,opalone nogi i jasnym topie prezentującym ładny rowek
między piersiami stała ona. Mara Jaffray po trzech latach od
skończenia liceum zapukała ponownie do jego życia uruchamiając
lawinę kamieni,które spadły z serca Jerome'a z chwilą,gdy ją
zobaczył. Ulżyło mu,bo był ciekaw co się z nią dzieje,ale gdy
upuściła karton i schyliła się,żeby go podnieść odgarniając
za ucho kosmyk gęstych,czarnych włosów,serce zabiło mu szybciej i
zdal sobie sprawę,jak bardzo za nią tęsknił. A gdy uśmiechnęła
się niewinnie i powiedziała „Cześć Jerome. Miło cię widzieć”
popatrzył na nią ze zdziwieniem. Najwyraźniej ona też nie miała
pojęcia,że go spotka,ale nie dała tego po sobie w żaden sposób
poznać.
-Co tu robisz?-spytał
uspokajając się
Mara zmarszczyła brwi.
-Och,przeprowadziłam się
wczoraj i potrzebuję drobnej pomocy. Starsza pani z pierwszego
piętra powiedziała,że cię tu znajdę.
Pytała...o mnie?Czy to
możliwe,żeby wiedziała,że mieszkam właśnie tu?
Odchrząknął.
-Co to za problem?
-Nie mam wody w kuchni. Zatkany
zawór albo coś. Nie znam się na tym. Pomożesz mi?
-Hmm,jasne.
Od tej pory życie Jerome'a
Clarke'a stanęło na głowie. Nagłe pojawienie się Mary
sprawiło,że nie był w stanie skupić się na nauce. Spotykali się
rano na kawie w jej albo jego mieszkaniu i rozmawiali. Dowiedział
się,że sprowadziła się tutaj,bo w wieżowcu,w którym wcześniej
mieszkała trafiła na uciążliwych sąsiadów. Były to luźne
pogawędki z plecami Joy. Wprawdzie wiedziała,że Mara mieszka
piętro niżej,ale nie robiła z tego powodu problemów. Jaby nie
wyczuwała w niej żadnego zagrożenia. A Jerome nie dawał jej
powodów. Dopóki któregoś dnia Jaffray nie zaczęła.
-Jerome,pamiętasz gdy byliśmy
razem?
-Tak-skinął ostrożnie głową
dyskretnie wciągając powietrze.
Uśmiechnęła się do niego
sprawiając wrażenie zawstydzonej. Wstała z krzesła i usiadła na
małej wysepce kuchennej ściskając w dłoniach kubek z kawą.
-Wybacz. Nie powinnam chyba o
tym mówić.
-Dlaczego?Porozmawiajmy...
-Pokręciła głową.
-Nie. Zebrało mi się na
wspomnienia,to wszystko.
-No to powspominajmy-nie
ustępował Jerome. Podnosząc się poczuł lekkie kłucie w sercu.
Wiedział,że zbliża się do granicy,ale był za daleko by się
cofnąć.
Udała,że go nie słyszy.
-Jak ci się układa z Joy?
-Całkiem dobrze. A ty?Masz
kogoś?
-Nie.
Pokiwał głową. A więc jest
wolna. Gdyby tylko on...
-Tęsknię-wypaliła
niespodziewanie. Jerome stłumił narastającą ekscytację
-Słucham?
-Za nami. Za tym co się stało
zanim...
Nie mógł się dłużej
powstrzymywać. Gdyby tego nie zrobił,pragnienie rozsadziłoby go od
środka. Bez zastanowienia pocałował ją. Jej zapach,niezwykła
orzeźwiająca mieszanka owoców i piżma uderzył go w nozdrza. Miał
ochotę krzyczeć,gdy z chęcią odwzajemniła pocałunek. Chciał to
zrobić od kiedy tylko pojawiła się w drzwiach jego mieszkania. Już
wtedy uświadomił sobie,że nigdy nie przestał jej kochać.
Jego usta łączyły się z
ustami mary coraz mocniej,kiedy nagle poczuł niespodziewane ciepło
na brzuchu. Syknął i odsunął się na widok brązowej plamy po
kawie na koszulce. Mara odetchnęła.
-Przepraszam-wymamrotała.
-Nie szkodzi.-odparł i zdjął
koszulkę przez głowę,po czym ponownie zatopił się w jej cudownie
słodkich ustach.
Obudził się trzy godziny
później w jej łóżku z błogim uśmiechem na ustach. Całowanie i
dotykanie Joy w niczym nie dorównywało pocałunkom Mary i
pieszczeniu jej gorącej skóry. Mercer mogła być jego pierwszą
kobietą,ale to z Jaffray przeżył jeden z najważniejszych momentów
w swoim życiu. Pierwszy raz odkąd się ponownie pojawiła mógł
skupić się na wykładach,chociaż i wtedy prześladowały go
wspomnienia ze wspólnie spędzonej nocy,a właściwie poranka.
Coś za coś.
Spotykali się tak niemal
codziennie przez kilka miesięcy aż w końcu Mara nie wytrzymała.
-Jerome?-zagaiła unosząc głowę
znad jego torsu.
-Hmm?-mruknął lekko otwierając
powieki.
Przełknęła ślinę.
-Jak...jak długo zamierzasz
oszukiwać Joy?Wiesz przecież,że taki układ się nie sprawdza.
Tyle,że w tym układzie ona
wiedziała o tej drugiej.
Jerome otworzył oczy na całą
szerokość i wbił spojrzenie w czubek jej ciemnej głowy. Dlaczego
musiała mu przypominać jak bardzo jest nieosiągalna?
-Powiem jej.
-Kiedy?-Mara wbiła w niego
spojrzenie swych niemal czarnych oczu.-Nie mogę tak żyć.
Przycisnęła prześcieradło do
piersi,a potem podniosła się.
-Maro...-Jerome wstał za
nią-Kocham cię. Nigdy nie przestałem. Chcę być z tobą,ale nie
chcę zranić Joy.
Parsknęła.
-Ale jak kręciłeś ze mną i
Willow to ci to nie przeszkadzało co?
Westchnął.
-Tym razem to co innego.
Wiesz,że to poważny związek.
-I dlatego chcę żebyś podjął
poważną decyzję. Ona albo ja.
I zrobiła to czego tak bardzo
się bał-kazała mu wybierać. Tym razem wybór był oczywisty.
Czekał tylko na odpowiedni moment,żeby zerwać z Joy. A gdy tylko
to zrobił,doszedł do wniosku,że nigdy nie był z nią tak
szczęśliwy jak z Marą. Mimo to wciąż pamiętał grymas na jej
twarzy,kiedy powiedział,że z nią zrywa i już samo to dało mu do
zrozumienia,że Mercer tak szybko mu nie wybaczy.
Na schodach rozległ się stukot
obcasów i po chwili do salonu wkroczyły Amber i Ashley.
-Hej wszystkim!-pomachała
radośnie Amber-Jak tam nastroje?Moja Ashley zaprezentuje nam dziś
swoje projekty.
Dziewczyna uśmiechnęła się
sztucznie. Następne w salonie były bliźniaczki. Przywitały się z
rodzicami i usiadły na kanapie obok matki śmiejąc się.
Gdzie są Megan i
Jason?-zastanawiał się Clarke.
Odpowiedź nadeszła w postaci
jego córki wchodzącej do salonu z założonymi rękoma. Miała na
sobie koszulę w czarno-czerwoną kratę,krótkie szorty moro i
ciężkie buty,a czarne włosy opadały swobodnie na ramiona.
Skrzyżowała ręce na piersi i omiotła pokój spojrzeniem swoich
niebieskich oczu.
-Cześć mamo,cześć
tato-przywitała się ściskając ich.
Jerome pokręcił głową. Ani
trochę się nie zmieniła. A myślał,że pobyt w Anubisie nauczy
ją,że nie warto ciągle udawać. Miał nadzieję,że podobnie jak w
nim ktoś odkryje piękne wnętrze kryjące się pod warstwą cynizmu
i złośliwości. Cóż,może jeszcze nie jest za późno?
-Gdzie twój brat?-spytała Mara
marszcząc brwi na widok jej stroju.
Machnęła niedbale ręką w
stronę jadalni,z której wyszedł Jason. Chłopak napotkał
niespokojne spojrzenie Ashley i zarumienił się nieco. Podszedł i
przywitał się z rodzicami.
-Nie mogę się wprost
doczekać,żeby zobaczyć twój występ-szepnęła Mara mrugając od
syna.
Megan przewróciła oczami.
-Mamo,to będzie żenada. Jego
żarciki biją suchary Strasburgera o głowę!
-Na pewno będzie
wspaniały-powiedziała Mara ignorując córkę.
Jerome odchrząknął i
pociągnął żonę za rękaw cienkiego płaszcza.
-Powiedzmy im
teraz-syknął.-Dzieci,możemy zamienić z wami słówko?
-Jasne-odparła zdezorientowana
Megan.-Chodźmy do mojego pokoju.
Jerome rozejrzał się po pokoju
zajmowanym niegdyś przez Marę. A może to był ten drugi?Tyle razy
się zamieniały,że stracił rachubę.
Był urządzony w stylu obu
dziewczyn. Zero ozdóbek. Tylko zdjęcia,plakaty i ciuchy walające
się po podłodze.
-Przepraszam za bałagan-odparła
Megan wrzucając jakieś spodnie do szafy Blair.-Ale Miller
zapomniała posprzątać.
-Jasne-mruknął Jason sadowiąc
się okrakiem na kręconym fotelu.
-W porządku-skinął głową
Jerome.-A teraz usiądź Meggy.
Zmarszczyła brwi słysząc,jak
użył określenia z jej dzieciństwa. Zawsze to robił gdy chodziło
o ich rodzinę. Dziewczyna spojrzała nieufnie w stronę ojca,ale
zajęła miejsce na łóżku Blair.
Mara odetchnęła przykładając
dłoń do serca. Jerome ścisnął jej dłoń by dodać otuchy.
-No więc...-zaczął Jerome.
-Jestem w ciąży-dokończyła
Mara.
Uhuhu,niech mnie ktoś zgasi bo zrobiło się za gorąco ^^
Wielkie sorry za nieobecność i nie pisanie w terminie,ale niedawno wróciłam z kraju,w którym nie słyszeli o żadnych jeroy'ach willome'ach czy mabian'ach i znad morza. Ave Niemcy!
Marusia w ciąży,wiem,myślicie że jestem nienormalna xD
Rozdział dedykowany jest Sapphire,która była spragniona informacji na temat rozpadu jeroy'a na samym początku mojej działalności . W końcu sobie o tym przypomniałam ^^
Następny muszę dopiero napisać,więc musicie troszkę poczekać,ale dacie radę. Postaram się streszczać za kolejne 8 komentarzy Wierzę w Was ludzie!
Wasza nienormalna Beansy Boo :3
Wielkie sorry za nieobecność i nie pisanie w terminie,ale niedawno wróciłam z kraju,w którym nie słyszeli o żadnych jeroy'ach willome'ach czy mabian'ach i znad morza. Ave Niemcy!
Marusia w ciąży,wiem,myślicie że jestem nienormalna xD
Rozdział dedykowany jest Sapphire,która była spragniona informacji na temat rozpadu jeroy'a na samym początku mojej działalności . W końcu sobie o tym przypomniałam ^^
Następny muszę dopiero napisać,więc musicie troszkę poczekać,ale dacie radę. Postaram się streszczać za kolejne 8 komentarzy Wierzę w Was ludzie!
Wasza nienormalna Beansy Boo :3