MEGAN
Znowu to samo. Szybko,biegnij
biegnij !
-Przede mną nie ma
ucieczki!-krzyknął ten upiorny podstarzały facet o przerażającym
uśmiechu,a potem roześmiał się tak,że czułam jakby jego głos
przenikał całe moje ciało.
Dom. Właściwie,to nie dom.
Jakby...forteca?
Drzwi uchylają się
same,jakby wiedziały po co przychodzę,chociaż ja sama nie
wiedziałam. W środku jest upiornie. Tyle kurzu i pajęczyn
okrywających stare drewniane meble i ten okropny wszechobecny smród
wilgoci i starości. Nie podoba mi się to miejsce,ale wchodzę
głębiej,ostrożnie stawiam stopy na skrzypiących drewnianych
schodach.
Ten pokój jest ogromny,ale
są w nim tylko organy niemalże tak wysokie jak on sam.
Poczułam ulgę Tu jestem
bezpieczna. Uśmiecham się i chcę usiąść na brudnej podłodze,ale
coś jakby głos powoduje że idę naprzód. Nie rozumiem co mówi,ale
chcę tego słuchać. Prowadzi mnie krok za krokiem...
Za organami jest przejście.
Zabawne,od razu wiedziałam że tam jest. Wchodzę po kolejnych
schodach,nie chcę już iść dalej,ale czuję że muszę.
Kolejny pokój. Równie pusty
co poprzedni,ale mniejszy. Pośrodku widnieje jedynie snop światła.
Wchodzę tam i napawam się jego blaskiem.
Czuję się...dobrze
-Widzisz?Mówiłem,że przede
mną nie ma ucieczki-odezwał się znowu ten okropny męski głos.
Odwracam się i widzę go
znów. Zaczyna się śmiać tym szaleńczym śmiechem,od którego
niemalże eksplodowała mi czaszka. Wyciąga do mnie rękę...
Megan obudziła się zlana
potem. Znów ten sam sen. Ten sam straszny sen,który nawiedzał ją
niemal co noc od kiedy dowiedziała się,że razem z bratem idą do
szkoły z internatem. To MUSIAŁO coś oznaczać.
Rozejrzała się po swoim
pokoju,niegdyś pełnym je ciuchów,kosmetyków i płyt. Teraz
wszystko zniknęło schowane w walizkach stojących w kącie pokoju i
czekających na godzinę jedenastą,kiedy zostaną spakowane do
bagażnika i wyruszą wraz z nią w podróż do nowej szkoły. Pustka
pokoju,w którym stało tylko łóżko z czarną ramą,niegdyś
wiecznie zagracone biurko oraz olbrzymia szafa z rozsuwanymi
drzwiami,przypominała jej o pomieszczeniach ze snu. Wzdrygnęła się
lekko i wstała próbując uspokoić oddech.
-Dzień dobry skarbie-przywitała
ją z uśmiechem mama gdy wchodziła do kuchni-Dobrze spałaś?
Marę oraz jej córkę łączyły
jedynie piękne kruczoczarne włosy i ciemna karnacja. Włosy Megan
były długie i zwykle w nieładzie,zaś Marze sięgały do połowy
ramion i zwykle były częściowo upięte w sposób,który
praktykowała już od szkoły średniej. Na tym całe podobieństwo
się kończyło.
-Tak jakby-mruknęła Megan
nalewając sobie soku i siadając na blacie
-O,Królowa Ciemności coś
niewyraźnie dziś wygląda.Znów ten straaaaaszny sen?-spytał jej
brat Jason siedząc przy stole w jadalni i jedząc tosty-Ten z
zamkiem?
-Mówiłam ci już,że to nie
zamek młotku-syknęła Megan stawiając gwałtownie pustą szklankę
na blacie
Wzruszył ramionami i strzepał
okruszki z koszuli.
-Wszystko jedno. I tak pewnie o
mało się nie poryczałaś ze strachu-odparł rzucając siostrze
irytujące uśmieszek
-W przeciwieństwie do ciebie
strach jest mi obcy-wycedziła zeskakując z blatu i podchodząc
bliżej do brata
-Ja przynajmniej nie wrzeszczę
w środku nocy „AAAAA,ratunku ten straszny zamek chce mnie wciągnąć
do środka!”
-Ach tak? Ciekawe kto ostatnio o
mały włos nie uciekł z domu bo zobaczył w lustrze ducha?
-Nieprawda! To wcale nie był
duch...
-Jasne...
-Nie!
-Tak!
-Nie!
-DOŚĆ TEGO,USPOKOIĆ SIĘ
OBOJE!!!!-wrzasnęła Mara ponownie pojawiając się w jadalni
Obydwoje wzdrygnęli się lekko
na dźwięk głosu matki po czym potulnie spuścili głowy. Mara może
i była potulna i uprzejma,ale kiedy trzeba było umiała pokazać
rogi. Poranne kłótnie między dziećmi zawsze były do tego dobra
okazją.
-Megan,o co znowu poszło?
-Nieważne mamo-mruknęła
czarnowłosa-To nic ważnego
-Znowu miała ten sen-powiedział
Jason rozciągając palcami roztopiony ser
-Naprawdę?-spytała Mara
patrząc z troską na córkę-Och kochanie,może to przez stres?
Chyba nie powinniśmy cię jednak wysyłać do tej szkoły.
Jason parsknął śmiechem.
Siostra posłała mu piorunujące spojrzenie i odszedł do kuchni
odnieść naczynia
-Nie mamo. Wszystko w
porządku,naprawdę-uśmiechnęła się lekko nie wiedząc kogo
bardziej chce podtrzymać na duchu-siebie czy Marę-To normalne że
się stresuję. Przejdzie mi.
Mara uścisnęła ją krótko.
-Hej,co to za
pierścionek?-spytała Megan z zainteresowaniem przyglądając się
błyskotce na palcu matki.-Widzę go pierwszy raz. Był to mały
lawendowy kamień.
-Och,ten?To mój zaręczynowy
pierścionek-oznajmiła z dumą-Znalazłam go wczoraj wieczorem na
dnie szkatułki. Ciekawa jestem czemu aż tam...
-Jest...piękny-stwierdziła
Megan
-Co jest takie piękne?-spytał
Jerome wchodząc do domu-I co to za krzyki?Maro,słyszałem cię aż
przy garażu
-Zwykła poranna kłótnia,nic
takiego-powiedział obojętnie Jason obracając w dłoniach szklankę.
On i jego ojciec byli z kolei
bardzo do siebie podobni. Obydwoje mieli niesforne ciemnoblond
włosy,które mimo upływu lat Jerome wciąż miał bardzo bujne i
jasną skórę. Jason charakterem przypominał jednak bardziej
matkę,w przeciwieństwie do siostry. Megan miała bardzo wybuchowy
charakter i potrafiła być albo cyniczna albo uprzejma. Poza tym
patrzyła na świat tymi samymi chłodnymi,niebieskimi oczyma co
Jerome.
Kiwnął głową,podszedł do
Mary i cmoknął ją lekko w policzek.
-Czy to jest...?-spytał z
wahaniem
-Dokładnie. To właśnie
on-odparła Mara-Znalazłam go dziś w szkatułce
-Że też akurat dziś-szepnął
dostatecznie głośno,żeby usłyszała to jego córka,którą te
słowa lekko zaskoczyły. Co to mogło oznaczać?
-Megan,nie powinnaś się czasem
ubierać? Zanim się zbierzemy minie co najmniej
godzina...-powiedziała Mara wyrywając ją z zamyślenia
-Racja-mruknęła i ruszyła z
powrotem do swojego pokoju. Otworzyła szafę, w której znajdowały
się jedynie jej dzisiejsze ubrania. Czarna skórzana kurtka,obcisłe
dżinsy, czerwony T-shirt oraz ciężkie wojskowe buty.
Zobaczymy się dopiero za
dziesięć miesięcy-pomyślała zamykając drzwi szafy i omiatając
wzrokiem swoją sypialnię.
No.Jest i pierwszy rozdział ^^ Jara spełniła swoje przeznaczenie,żadnego Jeroy ani Willome w pobliżu,po prostu szczęśliwa rodzinka :3
Jeszcze jedna ważna rzecz,o której zapomniałam w pierwszej notce: Otóż niejednokrotnie wydarzenia dzieją się w tym samym czasie,tyle że z punktu widzenia innych bohaterów.
To tyle :)
przepraszam za spam :c
OdpowiedzUsuń" Chciałabym móc żyć poprzednim życiem. Chciałabym po prostu móc ponownie poczuć zapach świeżo skoszonej trawy, świeżych ciasteczek zrobionych przez moją mamę. Po prostu aby wszystko wróciło do normy, chodź wszyscy bardzo dobrze wiedzą, że tak się nie stanie. Został mi tylko biały sufit, na który codziennie spoglądam z cichą nadzieją, że chociaż jakaś cząstka z przeszłości, nie chcący wedrze się w szarą rzeczywistość"
Serdecznie zapraszam na mojego nowego bloga , na którym niedawno pojawił się prolog ;> Bardzo ważne jest dla mnie wasze zdanie , więc mam nadzieję , że skomentujesz c; Jeśli spodoba Ci się , będę wdzięczna gdy dodasz sie do obserwowanych c;
http://ending-love.blogspot.com/2013/04/20.html
Huhu, Jeruś i Mara mają dzieci! I garaż ^ ^
OdpowiedzUsuńWreszcie coś napisałaś! Mam zaciesz na pół domu xd
Jeroy nie istniał, nie istnieje i nie będzie istniał. A wszystkie filmiki na yt to fotomontaż. No.
Joy (hultoj skubany) wyjechała do Australii i toczy piękne życie przy boku Mick'a i kangurów. Perfect life!
Czekolę na następny <3 Mam pytanie: czy Joy jest samotną matką (trouble) bo nazwisko pozostało niezmienione (nikt jej nie chciał, przykro mi.) ? Tak z ciekawości ^ ^
Jest Jara, jest good! Oczekujemmm następnego ;)
Mam w planie pisać rozdziały z punku widzenia Joy,także czekaj cierpliwie,wszystk osię wyjaśni ^^
UsuńZaciesz powiadasz?Och,jak mi miło <3
Dobra.Sprężam się i piszę dalej :) Następny moge dodać dzisiaj,ale nie wiem jeszcze o której ;)