-Na co
czekamy?Wchodzimy!-oznajmiła czarnowłosa zaganiając resztę do
środka.
-Eeee,Meg,a może wrócimy tu
później?-spytał nieśmiało Dustin
-Boisz się pająków i
ciemności?-ironizowała
Nie do wiary.Tyle czasu go znała
i nie wiedziała,że jest takim cholernym tchórzem?Jak w takim razie
mogła z nim być?
Ach tak,dzieciństwo.Wieczory
spędzane z nim przy bajkach i kakao,zamki z piasku,wspólna jazda na
rowerze.To nic,że nigdy zbyt dobrze nie jeździła.Liczyło się
spędzanie razem czasu.A potem...samo jakoś wyszło.
Mieli w szkole jakiś pseudo
bal.Megan za nic nie chciała się na niego wybrać.Nie jej
klimaty,muzyka,ludzie.Wszystko na opak.A jednak gdy dowiedziała
się,że Dustin się wybiera i to z jakąś laską ze starszej
klasy,niemal wpadła w szał.Nic do niego nie czuła,ale był jej
bardzo bliski.Tak jakby byli przeciwnymi biegunami magnesu.Nie mogli
się rozłączyć.To by było nieludzkie.
Poszła tam i pierwszym co
zobaczyła była ta mała zdzira całująca go.Jak ona miała na
imię?Alice?Alison?
Nieważne.
Ważne było,że się całowali
i Megan poczuła się,jakby ktoś wymierzył jej cios w żołądek.
Tego było już za wiele.
Wybiegła ze szkoły.Nie dbała
o to gdzie biegnie...po prostu chciała by wiatr porwał ją ze sobą
i nigdy więcej nie wracać do tego co się wydarzyło.Znalazła się
nad rzeką nieopodal.Przysiadła na wielkim kamieniu i płakała.Megan
Clarke po raz pierwszy w życiu szczerze zapłakała.
Przesiedziała tam dobrą
godzinę,ale to nic.Lubiła samotność.Lubiła przebywać sama,ale
nie chciała być samotna do końca życia.Potrzebowała...miłości.
Nie miała pojęcia czym jest
miłość.Wiedziała,ze rodzice ją kochają,jednak to było coś
innego.Rodzicielska miłość jest jak oddychanie.Niezbędna i
nieustanna.Miała wrażenie,że podobnie jest z tą prawdziwą,ale
kto mógł ją tego nauczyć?
I czy miłości w ogóle da się
nauczyć?-pytała siebie brodząc palcami w zimnej wodzie.-Jest taka
dziwna,niby jej nie chcesz,ale jednak przychodzi.
-Można?-usłyszała
nad sobą łagodny męski głos. Uniosła głowę i zobaczyła jego.
Dustin Rutter stał nad nią z tym swoim luzackim uśmiechem i pytał
czy może do niej dołączyć.
Wzruszyła ramionami. Nadal była
na niego zła. Kątem oka dostrzegła jak usiadł obok niej i
przyglądał się moczy sobie palce.
-Ciekawe
zajęcie-skwitował-Nie
odmroziłaś sobie palców?
-Jestem
silniejsza niż ci się wydaje-warknęła
i popatrzyła na niego gniewnie.
-Nieprawda-stwierdził
swobodnie-Jesteś taka jak każdy. Na zewnątrz możesz być
twarda jak skała,ale w środku kruszysz się łatwo jak porcelana.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
Przejrzał ją. Przez tyle lat tylko jej się wydawało,że on jej
nie zna. A tak naprawdę być może znał ją nawet lepiej niż ona
sama.
-Po
co tu przyszedłeś?-spytała
ponownie spuszczając wzrok.
-Powiedz
mi,że się mylę-tak jakby w
ogóle jej nie usłyszał.
-Co?
-No powiedz-prowokował.
-Mylisz
się.
-Wiesz,że nie...
-Tak!
-Nie!
-Tak!
-Dobra!-krzyknęła
Megan na skraju furii-Boże,gorzej niż z Jasonem. Nie,nie
mylisz się. Ja tylko udaję taką twardą. Tak naprawdę jestem
inna.
-Wiedziałem o tym-wzruszył
ramionami.
-To
po co kazałeś mi to powtarzać?
-Żebyś przyznała się
przed samą sobą. To nigdy nie jest łatwe.
-Masz dyplom z
psychologii?-mruknęła ponownie
bawiąc się patykiem.-Po co tu przyszedłeś?Nie
widzisz,że chcę być sama?
-Lubisz się okłamywać
co?-rzucił zaczepnie.-Gdybyś
chciała być sama nie przychodziłabyś na bal.
Jest bystrzejszy niż mi się
wydaje-pomyślała z podziwem-Przez tyle lat udawać,że kupuje tą
szopkę o buncie i nie zdradzić się aż do tej pory...
Westchnęła kreśląc krzyżyki
na piasku.
-Dlaczego tam poszłaś?-spytał
wyrywając jej patyk z ręki i odrzucając go na bok. Zmusił żeby
na niego popatrzyła. Jego ciepłe brązowe oczy nawet pomimo
ciemności wyglądały na smutne.-I proszę,nie kłam już więcej
Megan nabrała powietrza w płuca
i powoli je wypuściła. Zastanawiała się,czy warto powiedzieć
prawdę,czy lepiej skłamać.
Nie. Dość życia w zakłamaniu.
Ten jeden jedyny raz będzie prawdziwą Megan Clarke,nie ta udawaną
przez siedemnaście lat.
-Bo...chciałam...-mimo
najszczerszych chęci gardło jej się zacisnęło blokując
słowa,które mogły wszystko zmienić. Dustin ujął jej dłonie.
Były przyjemnie ciepłe. Jason zawsze nazywał ją wampirzycą
właśnie przez zimną skórę.
-Dowiedziałam się,że
idziesz na bal z tą jak jej tam...
-Amanda-wtrącił
spokojnie.
-Nieważne. I ja chciałam
się przekonać....chciałam sprawdzić....czy ty z nią
jesteś,bo...-westchnęła ciężko czując,że serce wali jej
jak szalone iw dodatku znajduje się w okolicy gardła.-Bo mi się
podobasz.
Czuła,jak jej policzki robią
się czerwone,ale nie zraziła się tym i mówiła dalej.
-Kiedy ją pocałowałeś
wszystko było dla mnie jasne.
-To ona mnie pocałowała,nie
ja ją. Poszedłem z nią,bo chciała się zemścić na byłym
chłopaku i tyle.-wyjaśnił lekko drżącym głosem i Megan
pomyślała,że on również ma do powiedzenia to,co ona bała się
powiedzieć przez dziesięć lat.-A ty...
Pogładził palcem po je dłoni.
Czarnowłosa uśmiechnęła się lekko. Jego dotyk był jak balsam.
-Ty też mi się podobasz,ale
myślałem,że o tym wiesz...i dlatego zgrywasz niedostępną.
Popatrzyła na niego ze
zdziwieniem. Tyle czasu stracili na podchody... Nagle zrobiła się
odważniejsza. Spojrzała mu w oczy i oznajmiła:
-Nigdy w życiu nie
udawałabym dla ciebie kogoś kim nie jestem. Znasz nie tą wersję
mnie co trzeba
Kąciki ust Dustina uniosły się
w uśmiechu.
-A kiedy poznam tę
prawdziwą?
-Och,znasz ją bardzo
dobrze...
Nie czekając na jego odpowiedź,
Megan pochyliła się i pocałowała go. W jej głowie kłębiły się
różne myśli,lecz na żadną z nich nie miała w tym momencie
ochoty. Chciała,by ta chwila trwała wiecznie.
Wiem,co to miłość-pomyślała
wtedy z tryumfem-Nareszcie.
Wrócili na bal razem i bawili
się do późnej nocy pieczętując swój nowo zawarty związek. Było
cudownie,taniec,muzyka,poncz i...
-Megan wszystko dobrze?-spytał
Nick bacznie jej się przyglądając-No chodź!
Zobaczyła,że w tunelu są już
wszyscy i czekają tylko na nią. Potrząsnęła głową i ruszyła
za Lily.
Tunel był krótki i już po
chwili znajdowali się wewnątrz ponurego domostwa,które zarówno
Megan,Nick i Lily widywali w snach.
-Czemu tu jest tak
ciemno?-jęknęła Lily
-Bo nie jasno!-warknęła
Megan-Po co ktoś,kto chciałby coś ukryć miałby zwracać na to
uwagę światłem?
Megan poczuła,że Lily kurczy
się dzięki jej słowom.
Nic a nic nie
zmądrzała-skwitowała-Wciąż jest tak słodko naiwna jak kiedyś.
-Nie ma ktoś latarki?-spytał
Dustin-Przydałoby się cokolwiek.
-Telefony muszą
wystarczyć-uciął Nick wyjmując swój.
Mdłe światło ekranu
spowodowało,że wszyscy na chwilę się skrzywili
-No chodźcie-zawołała Megan
do Rutterów,gdy ci z niepewnymi minami stali przy drzwiach,jakby
gotowi byli uciec.
-Nie. Boję się.-szepnęła
Lily.
Megan przewróciła oczami,gdy
brat objął ją ramieniem.
-Lily ma rację-stwierdził-To
zbyt niebezpieczne. Nie wiemy co tu może być.
-Och,dajcie spokój-zdenerwował
się Nick-Od prawie miesiąca mamy jakieś dziwaczne sny w tym
miejscu. To jest nasza szansa,żeby dowiedzieć się dlaczego. Nie
chcecie z niej skorzystać?
Dustin wahał się przez
chwilę,ale Lily była nieugięta.
-Kiedy indziej-odparła-Chyba
nie jestem jeszcze na to gotowa.
-A kiedyś będziesz?-spytała
zaczepnie Megan-Czy znowu będzie tak jak wtedy?
-Czyli jak?-wtrącił
zdezorientowany Nick.
-Ona wie o czym mówię-odparła
chłodno Megan
-Przestań Meg-poprosił Dustin
obejmując ciaśniej siostrę.-Zawsze musisz być taka bezpośrednia?
-Bo co?Bo mówię prawdę?
-Bo jesteś wredna...
-A ty jesteś tchórzem!
-Ile jeszcze razy będę was
dzisiaj uspakajał?!-prawie wrzasnął Nick-To nie jest najlepsze
miejsce na kłótnie. Musimy działać razem.
-Wybacz Nick,nie dziś-powiedział
Dustin-Dzisiaj to niemożliwe. Sam widzisz dlaczego.
Przez blade światło
wyświetlacza Megan dostrzegła cień sarkastycznego uśmiechu na
twarzy blondyna.
-Dobra. Wy dwoje uciekajcie
jeśli chcecie. Ja i Megan zostajemy,prawda?
Dziewczyna skinęła głową,ale
nie była pewna czy to dostrzegł,więc dodała
-Zdecydowanie.
-No to...do później-powiedział
Dustin obracając się na pięcie.
Wtem coś huknęło i wszyscy
się wzdrygnęli. Megan niechętnie przyznała,że niemal nie dostała
zawału. Przecież to zwykły...
No właśnie. Co to było?
-Uciekajmy stąd-pisnęła
Lily,lecz Nick położył palec na ustach.
-Ciii...widzę światło. Na
górze.
Zrobił kilka kroków w stronę
niewyraźnego konturu schodów,a podłoga zaskrzypiała. Megan
zamknęła oczy. Nie wiedziała,co jest gorsze: to,że na górze ktoś
był,czy to,że ten ktoś mógł ich tutaj przyłapać.
Spojrzała na Lily. W
niewyraźnym świetle jej blada twarz była biała jak kreda. Dustin
starał się być dzielny,jednak dostrzegła,jak jego ramiona drżały.
Nick powoli wspinał się po
schodach.
-Co?Zwariowałeś,nie idź
tam!-syknęła Clarke'ówna,lecz Nick uspokoił ją gestem.
Jest bardzo odważny-przyznała
z podziwem Megan-Albo bardzo głupi. Nie wiedziała,czy sama
odważyłaby się tam pójść,jednak odwaga chłopaka i jej dodała
sił. Powoli ruszyła więc za nim.
Słyszała za sobą ciężki
oddech Lily,zagłuszany niekiedy jej własnym. Bała
się...Megan Clarke się boi.
Ledwie dostrzegła sylwetkę
Nicka przy drzwiach na gorę i o mały włos by na niego nie wpadła.
Skinął ręką,żeby zaczaiła się po drugiej stronie. Usłyszała
jęk. Ktoś coś mamrotał...
Serce zabiło jej szybciej,gdy
usłyszała nieopodal kroki. Były jednak delikatne,tak jakby ten
ktoś stąpał na palcach,albo unosił się nad ziemią...
Nick pokazał jej trzy palce.
Dwa. Jeden...
-AAAAAAAAAA!!!-pisnęła
przerażona postać gdy ją złapali. W tej samej chwili zapaliło
się światło.
Megan,która zamknęła oczy
zamrugała na widok nagłej jasności. Pierwszym co ujrzała było
zaskoczone spojrzenie Nicka. Potem dopiero zwróciła uwagę na
miotającą się w ich objęciach kobietę.
Popatrzyła na nich ze strachem.
Miała trochę więcej niż trzydzieści lat,rude włosy i równo
obciętą grzywkę. Jej bladozielone oczy zdawały się błagać o
litość.
-Nie,błagam,zostawcie mnie,ja
chcę stąd wyjść,chcę wyjść!-wrzasnęła.
-Ciii...już dobrze-powiedział
Nick puszczając kobietę. Megan zrobiła to samo.-Nic ci nie
zrobimy.
-Kim jesteście?Co tu
robicie?Jesteście ich wysłannikami?-mamrotała przerażona.
-Spokojnie. My nie...eee-Megan
się zawahała. Jak właściwie wytłumaczy jej,co tu
robili?-My...jesteśmy tu,żeby pani pomóc.
-Oh,wyciągniecie mnie
stąd?-spytała z nadzieją wpatrując się w Nicka. Musiał wzbudzać
w niej poczucie bezpieczeństwa.
-Co się dzieje?-spytał Dustin
wchodząc po schodach. Lily ciągnęła się za nim przestraszona.
Kobieta była zdezorientowana.
-Kim oni są?-wyszeptała
-To przyjaciele-odparła Megan
trochę szorstko. Lily na pewno nie była jej przyjaciółką.-Jak
się pani nazywa?
-Harriet. Harriet Denby.
Ja...-nagle urwała i rozszerzyła oczy na widok Megan-To ty!
Dziewczyna zamrugała
zdezorientowana.
-Nie sądzę. Nigdy pani nie
widziałam. Pani mnie też nie.
-Och nie.-Harriet się
uśmiechnęła-Ale wiem kim jesteś.
-Megan Clarke-podsunęła-Znała
pani moich rodziców?
-Ależ nie. Śniłaś mi się.
Wszyscy nagle zdrętwieli i
popatrzyli po sobie przerażeni. To się robiło coraz bardziej
poważne. To nie może być przypadek.
-Doprawdy?-Megan siliła się na
uprzejmość. Chyba pierwszy raz w życiu.
-Och tak. Tylko ty możesz ich
przywołać. Jesteś im potrzebna. Bez ciebie nie mogą nic zrobić.
-Co takiego?-Lily nie wytrzymała
napięcia i zadała pytanie nieco agresywnie.
Harriet popatrzyła na Lily
ponownie się uśmiechając.
-Ty też mi się śniłaś. Obie
jesteście dla nich cenniejsze od wszystkiego.
Lily i Megan wymieniły
zaniepokojone spojrzenia. Pierwszy raz chyba się ze sobą zgadzały.
-Bardzo to wszystko
ciekawe-wtrącił Dustin spoglądając na zegarek-Ale musimy już
iść. Spóźnimy się na lekcje.
-Nie zostawiajcie mnie
tu!-jęknęła Harriet szarpiąc Nicka za rękaw.
-Wrócimy-oznajmił chłopak
stanowczo-Obiecuję. Nie zostawimy tu pani samej.
-Naprawdę?-wyszeptała
-Tak.
-Mam nadzieję-powiedziała
tak,jakby miała zamiar się rozpłakać.
-Chodźcie dziewczyny-ponaglił
Dustin,kiedy znaleźli się przy sekretnym przejściu.
Megan nie była w stanie
racjonalnie myśleć. Jej ruchy były jak zaprogramowane. Cały czas
miała w głowie słowa Harriet.
Jesteś im potrzebna...
No. Jakoś się napisało i to jaki długaśny. Miałam nie uwzględniać spamu,ale kilka komentarzy było i minęło sporo czasu od ostatniego ^^
Ostatnio mam fazę na mroczne szablony,tamten jakoś do mnie nie przemawiał.
Dziś ma wyjść film. Oh God,why?Jeroye'ów i innych śmieciarskich nie-anubisowych par ciąg dalszy :/
Oglądałam dziś odcinek,w ktorym Joy i Jerome myli psa Mary. Jak tak się rodzą miłości w życiu to ja dziękuję.
Jerome:Och spójrz Joy,jaką on ma lśniącą sierść!
Joy:Masz rację Jerome,to takie cudowne,że mamy takie same zdanie! Och,jak my do siebie pasujemy!
Jerome:Och Joy...
*le romantyczny kiss nad mokrym psem*
Interpretacja własna związku Jeroy, No.
Jara forever <3