piątek, 14 czerwca 2013

Part 12

MEGAN


-Na co czekamy?Wchodzimy!-oznajmiła czarnowłosa zaganiając resztę do środka.
-Eeee,Meg,a może wrócimy tu później?-spytał nieśmiało Dustin
-Boisz się pająków i ciemności?-ironizowała
Nie do wiary.Tyle czasu go znała i nie wiedziała,że jest takim cholernym tchórzem?Jak w takim razie mogła z nim być?
Ach tak,dzieciństwo.Wieczory spędzane z nim przy bajkach i kakao,zamki z piasku,wspólna jazda na rowerze.To nic,że nigdy zbyt dobrze nie jeździła.Liczyło się spędzanie razem czasu.A potem...samo jakoś wyszło.
Mieli w szkole jakiś pseudo bal.Megan za nic nie chciała się na niego wybrać.Nie jej klimaty,muzyka,ludzie.Wszystko na opak.A jednak gdy dowiedziała się,że Dustin się wybiera i to z jakąś laską ze starszej klasy,niemal wpadła w szał.Nic do niego nie czuła,ale był jej bardzo bliski.Tak jakby byli przeciwnymi biegunami magnesu.Nie mogli się rozłączyć.To by było nieludzkie.
Poszła tam i pierwszym co zobaczyła była ta mała zdzira całująca go.Jak ona miała na imię?Alice?Alison?
Nieważne.
Ważne było,że się całowali i Megan poczuła się,jakby ktoś wymierzył jej cios w żołądek.
Tego było już za wiele.
Wybiegła ze szkoły.Nie dbała o to gdzie biegnie...po prostu chciała by wiatr porwał ją ze sobą i nigdy więcej nie wracać do tego co się wydarzyło.Znalazła się nad rzeką nieopodal.Przysiadła na wielkim kamieniu i płakała.Megan Clarke po raz pierwszy w życiu szczerze zapłakała.
Przesiedziała tam dobrą godzinę,ale to nic.Lubiła samotność.Lubiła przebywać sama,ale nie chciała być samotna do końca życia.Potrzebowała...miłości.
Nie miała pojęcia czym jest miłość.Wiedziała,ze rodzice ją kochają,jednak to było coś innego.Rodzicielska miłość jest jak oddychanie.Niezbędna i nieustanna.Miała wrażenie,że podobnie jest z tą prawdziwą,ale kto mógł ją tego nauczyć?
I czy miłości w ogóle da się nauczyć?-pytała siebie brodząc palcami w zimnej wodzie.-Jest taka dziwna,niby jej nie chcesz,ale jednak przychodzi.
-Można?-usłyszała nad sobą łagodny męski głos. Uniosła głowę i zobaczyła jego. Dustin Rutter stał nad nią z tym swoim luzackim uśmiechem i pytał czy może do niej dołączyć.
Wzruszyła ramionami. Nadal była na niego zła. Kątem oka dostrzegła jak usiadł obok niej i przyglądał się moczy sobie palce.
-Ciekawe zajęcie-skwitował-Nie odmroziłaś sobie palców?
-Jestem silniejsza niż ci się wydaje-warknęła i popatrzyła na niego gniewnie.
-Nieprawda-stwierdził swobodnie-Jesteś taka jak każdy. Na zewnątrz możesz być twarda jak skała,ale w środku kruszysz się łatwo jak porcelana.
Otworzyła usta ze zdziwienia. Przejrzał ją. Przez tyle lat tylko jej się wydawało,że on jej nie zna. A tak naprawdę być może znał ją nawet lepiej niż ona sama.
-Po co tu przyszedłeś?-spytała ponownie spuszczając wzrok.
-Powiedz mi,że się mylę-tak jakby w ogóle jej nie usłyszał.
-Co?
-No powiedz-prowokował.
-Mylisz się.
-Wiesz,że nie...
-Tak!
-Nie!
-Tak!
-Dobra!-krzyknęła Megan na skraju furii-Boże,gorzej niż z Jasonem. Nie,nie mylisz się. Ja tylko udaję taką twardą. Tak naprawdę jestem inna.
-Wiedziałem o tym-wzruszył ramionami.
-To po co kazałeś mi to powtarzać?
-Żebyś przyznała się przed samą sobą. To nigdy nie jest łatwe.
-Masz dyplom z psychologii?-mruknęła ponownie bawiąc się patykiem.-Po co tu przyszedłeś?Nie widzisz,że chcę być sama?
-Lubisz się okłamywać co?-rzucił zaczepnie.-Gdybyś chciała być sama nie przychodziłabyś na bal.
Jest bystrzejszy niż mi się wydaje-pomyślała z podziwem-Przez tyle lat udawać,że kupuje tą szopkę o buncie i nie zdradzić się aż do tej pory...
Westchnęła kreśląc krzyżyki na piasku.
-Dlaczego tam poszłaś?-spytał wyrywając jej patyk z ręki i odrzucając go na bok. Zmusił żeby na niego popatrzyła. Jego ciepłe brązowe oczy nawet pomimo ciemności wyglądały na smutne.-I proszę,nie kłam już więcej
Megan nabrała powietrza w płuca i powoli je wypuściła. Zastanawiała się,czy warto powiedzieć prawdę,czy lepiej skłamać.
Nie. Dość życia w zakłamaniu. Ten jeden jedyny raz będzie prawdziwą Megan Clarke,nie ta udawaną przez siedemnaście lat.
-Bo...chciałam...-mimo najszczerszych chęci gardło jej się zacisnęło blokując słowa,które mogły wszystko zmienić. Dustin ujął jej dłonie. Były przyjemnie ciepłe. Jason zawsze nazywał ją wampirzycą właśnie przez zimną skórę.
-Dowiedziałam się,że idziesz na bal z tą jak jej tam...
-Amanda-wtrącił spokojnie.
-Nieważne. I ja chciałam się przekonać....chciałam sprawdzić....czy ty z nią jesteś,bo...-westchnęła ciężko czując,że serce wali jej jak szalone iw dodatku znajduje się w okolicy gardła.-Bo mi się podobasz.
Czuła,jak jej policzki robią się czerwone,ale nie zraziła się tym i mówiła dalej.
-Kiedy ją pocałowałeś wszystko było dla mnie jasne.
-To ona mnie pocałowała,nie ja ją. Poszedłem z nią,bo chciała się zemścić na byłym chłopaku i tyle.-wyjaśnił lekko drżącym głosem i Megan pomyślała,że on również ma do powiedzenia to,co ona bała się powiedzieć przez dziesięć lat.-A ty...
Pogładził palcem po je dłoni. Czarnowłosa uśmiechnęła się lekko. Jego dotyk był jak balsam.
-Ty też mi się podobasz,ale myślałem,że o tym wiesz...i dlatego zgrywasz niedostępną.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Tyle czasu stracili na podchody... Nagle zrobiła się odważniejsza. Spojrzała mu w oczy i oznajmiła:
-Nigdy w życiu nie udawałabym dla ciebie kogoś kim nie jestem. Znasz nie tą wersję mnie co trzeba
Kąciki ust Dustina uniosły się w uśmiechu.
-A kiedy poznam tę prawdziwą?
-Och,znasz ją bardzo dobrze...
Nie czekając na jego odpowiedź, Megan pochyliła się i pocałowała go. W jej głowie kłębiły się różne myśli,lecz na żadną z nich nie miała w tym momencie ochoty. Chciała,by ta chwila trwała wiecznie.
Wiem,co to miłość-pomyślała wtedy z tryumfem-Nareszcie.
Wrócili na bal razem i bawili się do późnej nocy pieczętując swój nowo zawarty związek. Było cudownie,taniec,muzyka,poncz i...
-Megan wszystko dobrze?-spytał Nick bacznie jej się przyglądając-No chodź!
Zobaczyła,że w tunelu są już wszyscy i czekają tylko na nią. Potrząsnęła głową i ruszyła za Lily.
Tunel był krótki i już po chwili znajdowali się wewnątrz ponurego domostwa,które zarówno Megan,Nick i Lily widywali w snach.
-Czemu tu jest tak ciemno?-jęknęła Lily
-Bo nie jasno!-warknęła Megan-Po co ktoś,kto chciałby coś ukryć miałby zwracać na to uwagę światłem?
Megan poczuła,że Lily kurczy się dzięki jej słowom.
Nic a nic nie zmądrzała-skwitowała-Wciąż jest tak słodko naiwna jak kiedyś.
-Nie ma ktoś latarki?-spytał Dustin-Przydałoby się cokolwiek.
-Telefony muszą wystarczyć-uciął Nick wyjmując swój.
Mdłe światło ekranu spowodowało,że wszyscy na chwilę się skrzywili
-No chodźcie-zawołała Megan do Rutterów,gdy ci z niepewnymi minami stali przy drzwiach,jakby gotowi byli uciec.
-Nie. Boję się.-szepnęła Lily.
Megan przewróciła oczami,gdy brat objął ją ramieniem.
-Lily ma rację-stwierdził-To zbyt niebezpieczne. Nie wiemy co tu może być.
-Och,dajcie spokój-zdenerwował się Nick-Od prawie miesiąca mamy jakieś dziwaczne sny w tym miejscu. To jest nasza szansa,żeby dowiedzieć się dlaczego. Nie chcecie z niej skorzystać?
Dustin wahał się przez chwilę,ale Lily była nieugięta.
-Kiedy indziej-odparła-Chyba nie jestem jeszcze na to gotowa.
-A kiedyś będziesz?-spytała zaczepnie Megan-Czy znowu będzie tak jak wtedy?
-Czyli jak?-wtrącił zdezorientowany Nick.
-Ona wie o czym mówię-odparła chłodno Megan
-Przestań Meg-poprosił Dustin obejmując ciaśniej siostrę.-Zawsze musisz być taka bezpośrednia?
-Bo co?Bo mówię prawdę?
-Bo jesteś wredna...
-A ty jesteś tchórzem!
-Ile jeszcze razy będę was dzisiaj uspakajał?!-prawie wrzasnął Nick-To nie jest najlepsze miejsce na kłótnie. Musimy działać razem.
-Wybacz Nick,nie dziś-powiedział Dustin-Dzisiaj to niemożliwe. Sam widzisz dlaczego.
Przez blade światło wyświetlacza Megan dostrzegła cień sarkastycznego uśmiechu na twarzy blondyna.
-Dobra. Wy dwoje uciekajcie jeśli chcecie. Ja i Megan zostajemy,prawda?
Dziewczyna skinęła głową,ale nie była pewna czy to dostrzegł,więc dodała
-Zdecydowanie.
-No to...do później-powiedział Dustin obracając się na pięcie.
Wtem coś huknęło i wszyscy się wzdrygnęli. Megan niechętnie przyznała,że niemal nie dostała zawału. Przecież to zwykły...
No właśnie. Co to było?
-Uciekajmy stąd-pisnęła Lily,lecz Nick położył palec na ustach.
-Ciii...widzę światło. Na górze.
Zrobił kilka kroków w stronę niewyraźnego konturu schodów,a podłoga zaskrzypiała. Megan zamknęła oczy. Nie wiedziała,co jest gorsze: to,że na górze ktoś był,czy to,że ten ktoś mógł ich tutaj przyłapać.
Spojrzała na Lily. W niewyraźnym świetle jej blada twarz była biała jak kreda. Dustin starał się być dzielny,jednak dostrzegła,jak jego ramiona drżały.
Nick powoli wspinał się po schodach.
-Co?Zwariowałeś,nie idź tam!-syknęła Clarke'ówna,lecz Nick uspokoił ją gestem.
Jest bardzo odważny-przyznała z podziwem Megan-Albo bardzo głupi. Nie wiedziała,czy sama odważyłaby się tam pójść,jednak odwaga chłopaka i jej dodała sił. Powoli ruszyła więc za nim.
Słyszała za sobą ciężki oddech Lily,zagłuszany niekiedy jej własnym. Bała się...Megan Clarke się boi.
Ledwie dostrzegła sylwetkę Nicka przy drzwiach na gorę i o mały włos by na niego nie wpadła. Skinął ręką,żeby zaczaiła się po drugiej stronie. Usłyszała jęk. Ktoś coś mamrotał...
Serce zabiło jej szybciej,gdy usłyszała nieopodal kroki. Były jednak delikatne,tak jakby ten ktoś stąpał na palcach,albo unosił się nad ziemią...
Nick pokazał jej trzy palce. Dwa. Jeden...
-AAAAAAAAAA!!!-pisnęła przerażona postać gdy ją złapali. W tej samej chwili zapaliło się światło.
Megan,która zamknęła oczy zamrugała na widok nagłej jasności. Pierwszym co ujrzała było zaskoczone spojrzenie Nicka. Potem dopiero zwróciła uwagę na miotającą się w ich objęciach kobietę.
Popatrzyła na nich ze strachem. Miała trochę więcej niż trzydzieści lat,rude włosy i równo obciętą grzywkę. Jej bladozielone oczy zdawały się błagać o litość.
-Nie,błagam,zostawcie mnie,ja chcę stąd wyjść,chcę wyjść!-wrzasnęła.
-Ciii...już dobrze-powiedział Nick puszczając kobietę. Megan zrobiła to samo.-Nic ci nie zrobimy.
-Kim jesteście?Co tu robicie?Jesteście ich wysłannikami?-mamrotała przerażona.
-Spokojnie. My nie...eee-Megan się zawahała. Jak właściwie wytłumaczy jej,co tu robili?-My...jesteśmy tu,żeby pani pomóc.
-Oh,wyciągniecie mnie stąd?-spytała z nadzieją wpatrując się w Nicka. Musiał wzbudzać w niej poczucie bezpieczeństwa.
-Co się dzieje?-spytał Dustin wchodząc po schodach. Lily ciągnęła się za nim przestraszona.
Kobieta była zdezorientowana.
-Kim oni są?-wyszeptała
-To przyjaciele-odparła Megan trochę szorstko. Lily na pewno nie była jej przyjaciółką.-Jak się pani nazywa?
-Harriet. Harriet Denby. Ja...-nagle urwała i rozszerzyła oczy na widok Megan-To ty!
Dziewczyna zamrugała zdezorientowana.
-Nie sądzę. Nigdy pani nie widziałam. Pani mnie też nie.
-Och nie.-Harriet się uśmiechnęła-Ale wiem kim jesteś.
-Megan Clarke-podsunęła-Znała pani moich rodziców?
-Ależ nie. Śniłaś mi się.
Wszyscy nagle zdrętwieli i popatrzyli po sobie przerażeni. To się robiło coraz bardziej poważne. To nie może być przypadek.
-Doprawdy?-Megan siliła się na uprzejmość. Chyba pierwszy raz w życiu.
-Och tak. Tylko ty możesz ich przywołać. Jesteś im potrzebna. Bez ciebie nie mogą nic zrobić.
-Co takiego?-Lily nie wytrzymała napięcia i zadała pytanie nieco agresywnie.
Harriet popatrzyła na Lily ponownie się uśmiechając.
-Ty też mi się śniłaś. Obie jesteście dla nich cenniejsze od wszystkiego.
Lily i Megan wymieniły zaniepokojone spojrzenia. Pierwszy raz chyba się ze sobą zgadzały.
-Bardzo to wszystko ciekawe-wtrącił Dustin spoglądając na zegarek-Ale musimy już iść. Spóźnimy się na lekcje.
-Nie zostawiajcie mnie tu!-jęknęła Harriet szarpiąc Nicka za rękaw.
-Wrócimy-oznajmił chłopak stanowczo-Obiecuję. Nie zostawimy tu pani samej.
-Naprawdę?-wyszeptała
-Tak.
-Mam nadzieję-powiedziała tak,jakby miała zamiar się rozpłakać.
-Chodźcie dziewczyny-ponaglił Dustin,kiedy znaleźli się przy sekretnym przejściu.
Megan nie była w stanie racjonalnie myśleć. Jej ruchy były jak zaprogramowane. Cały czas miała w głowie słowa Harriet.
Jesteś im potrzebna...

No. Jakoś się napisało i to jaki długaśny. Miałam nie uwzględniać spamu,ale kilka komentarzy było i minęło sporo czasu od ostatniego  ^^
Ostatnio mam fazę na mroczne szablony,tamten jakoś do mnie nie przemawiał.
Dziś ma wyjść film. Oh God,why?Jeroye'ów i innych śmieciarskich nie-anubisowych par ciąg dalszy :/
Oglądałam dziś odcinek,w ktorym Joy i Jerome myli psa Mary. Jak tak się rodzą miłości w życiu to ja dziękuję.
Jerome:Och spójrz Joy,jaką on ma lśniącą sierść!
Joy:Masz rację Jerome,to takie cudowne,że mamy takie same zdanie! Och,jak my do siebie pasujemy!
Jerome:Och Joy...
*le romantyczny kiss nad mokrym psem*
Interpretacja własna związku Jeroy, No.
Jara forever <3

6 komentarzy:

  1. Rozdział cudny, ale ryczę.
    Wyobraź sobie, że dzieci Portugalii miały rację. Mabian się pocałował.
    Po prostu płaczę.
    Jara legła w gruzach. Tym razem na zawsze...
    Nie mam pojecia, jak można tak postąpić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cooo???? Że niby czuczosi byli szybsi???
      A ja durna wciąż miałam nadzieję,że Mabian to taki tylko domysł fanów -_-
      Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu ;_;]
      Jeszcze niech Jerome oświadczy,że chce mieć Hershey z Joy to mu spuszczę z tonę cegieł na łeb!

      Usuń
    2. Ja serio tam kiedyś pójdę i zmuszę do ponownego nakręcenia 3 sezonu.
      Łączmy się w żałobie (*)

      Usuń
    3. I publiczne przeprosiny do tego ot co!Tak dalej być nie będzie!
      [*]

      Usuń
  2. Cudny! Podziwiam twój talencik :D Pisz kolejnego! ; **

    OdpowiedzUsuń
  3. SPAM!
    Zapraszam na scenariusz ... Skomentujesz .?? http://housee-of-anuubis.blogspot.com/2013/06/odcinek-78_16.html

    OdpowiedzUsuń