niedziela, 14 lipca 2013

Part 15

JOY


Szybkie,niepewne stukanie obcasów o marmurową posadzkę dziedzińca mogło świadczyć tylko o jednym. Joy Mercer znów próbowała przemknąć się niezauważona.
Który to już raz ryzykowała utratą swojej pozycji i reputacji na rzecz „wyższych celów”? Piąty,czy dziesiąty?
Westchnęła cicho wydostając się z tłumu uczniów spieszących z powrotem do jej szkoły. Patrzyły na nią tysiące par oczu,tak jakby miała napisane na czole „zdrajczyni”. Bo tak właśnie się czuła.
Zdradzała wszystkich na rzecz planów mężczyzny,któremu nie potrafi odmówić,bo jest on jedyną osobą,nad którą nie ma władzy. I najważniejsze,czy będzie miała za to coś,czego pragnie najbardziej na świecie?
Zbyt wiele pytań bez odpowiedzi kłębiło się w głowie Joy Mercer.
Zastukała ostrożnie w drzwi stróżówki rozglądając się nerwowo na boki. Wprawdzie nikt nie miał prawa jej zauważyć,ale kilkoro dzieciaków z Domu Anubisa kręciło się tu ostatnio. W tym ta wredna córeczka Jerome'a...
Joy nie mogła na nią patrzeć,żeby nie poczuć chociażby ukłucia zazdrości. Ten jej szelmowski,beztroski uśmiech i oczy koloru lazurowego morza tak bardzo przypominały jej człowieka,któremu kiedyś oddała serce.
I który roztrzaskał je na kawałki,gdy tylko Mara Jaffray znów pojawiła się na horyzoncie.
Jesteś moją prawdziwą miłością-mówił po zakończeniu ostatniego roku-Pierwszą i jedyną.
Joy parsknęła wspominając jego słowa.
Słowa to tylko wiatr...zwłaszcza słowa syna złodzieja.
Mimo to,tak bardzo chciała mu uwierzyć. Chciała rozpocząć nowy rozdział swojego życia szczęśliwa u jego boku. Chciała by razem kosztowali słodyczy życia. Chciała być przy nim na dobre i złe.
A co dostała w zamian?
Gorzką pigułkę z napisem „rozczarowanie”,która utknęła jej w gardle i której nie umiała przełknąć do tej pory. Jedynym,czym mogła ją zniwelować,był słodki napój o nazwie „zemsta”.
A przepis na „zemstę” znajdował się za zamkniętymi drzwiami,przed którymi stała i zaczynała się niecierpliwić. Ponowiła pukanie,tym razem głośniej i bardziej natarczywie.
W końcu usłyszała kroki.
-Mercer-stwierdził Victor pojawiając się w drzwiach-Jesteś wreszcie.
Bez słowa wpuścił ją do środka. Miał na sobie rytualny,złoty płaszcz z kapturem,który nosili członkowie jego stowarzyszenia. Nie istniało od dwudziestu lat,ale wyglądało na to,że wreszcie miało szansę się odrodzić.
Z Joy,albo bez niej.
-Gdzie jest twój syn?-zagrzmiał Rodenmaar poganiając ją na drewnianych schodach skrzypiących złowieszczo-Miałaś go zabrać ze sobą.
-Nie sądzę,żeby był gotowy-oznajmiła pewnie Joy wchodząc do przedsionka.
-Jak zamierzasz znaleźć Wybraną,Osiriona i Pośrednika nie mając szpiega?!-Victor wpadał we wściekłość.
-Poradzę sobie-powiedziała,ale w jej głosie pobrzmiewała nuta strachu.-Nie zamierzam wplątywać w to Evana.
Victor zmarszczył gniewnie brwi i chrząknął zaganiając ją do pokoju z organami.
Na środku pokoju został ustawiony krąg ze świec. Wszystkie paliły się jasnym,długim płomieniem. W powietrzu unosił się zaś zapach stopionego wosku,a na podłodze widoczne były jego plamy.
Joy zmarszczyła brwi od jaskrawego światła wypełniającego pomieszczenie i dostrzegła pośrodku kręgu otwartą księgę.
Victor podszedł do „ołtarzyka” i skinął ręką na Mercer.
Płomienie zadrżały gdy przeszli obok nich rzucając na ściany zdeformowane łuny.
Nie podoba mi się to-zdecydowała Joy.
-Tak,nadszedł już twój czas-oznajmił przeciągle Victor wchodząc do kręgu.-Za chwilę staniesz się jedną z nas.
-Nas?-Joy zamarła gdy z najciemniejszych kątów pomieszczenia wyłoniły się dwie zakapturzone postacie. Nie widać było ich twarzy,ale jedne z rąk należały do kobiety,zaś drugie do mężczyzny. Oboje stali nieruchomo z dłoniami złożonymi w piramidkę.
-Victorze...-zaczęła przerażona Mercer-Co to ma znaczyć?Nie taka był umowa.
Roześmiał się krótko. W świetle świec jego blada twarz nabrała upiornego blasku.
-Umowa?Niczego ci nie obiecywałem. Za to ty miałaś przyprowadzić mi syna!
-Nie-zaprotestowała-Nie chcę,żeby on był w to zamieszany.
Zdała sobie sprawę,że powtórzyła swoje słowa przy wejściu,a wtedy zdawało się jej,że Victor skrzywił się z niesmakiem.
Nie wszystko idzie po jego myśli-stwierdziła.
-A więc dobrze-oznajmił unosząc podbródek-Sama tak zadecydowałaś.
Kiwnął głową i zakapturzone postacie chwyciły ją za nadgarstki. Z jej piersi wyrwał się zduszony okrzyk.
-Co ty chcesz zrobić?-spytała szarpiąc się.
-Robert był słaby przywołując Ammit-powiedział stąpając ostrożnie wokół kręgu.-Ja mam o wiele większe ambicje.
-Chcesz przywołać Seta...
Opowiadał jej o swym planie na samym początku,gdy tylko pierwszy raz weszła do tego budynku,ale jak dotąd nie sądziła by mogło to być aż tak straszne.
Zabawne. Co nie jest straszne w igraniu z mocami pozaziemskimi?
-Dokładnie. Ale żeby to zrobić potrzebuję Trójki. A ty miałaś ją dla mnie znaleźć...
-Nie wiem jak-jęknęła-Daj mi trochę czasu...
-Czas się kończy!-warknął-A ty jesteś za słaba,żeby ich wytropić. No i twój syn...
-Zrobię to,przysięgam!-wrzasnęła wierzgając rękoma. Ludzie w kapturach byli jednak zbyt silni.
A może to nie są ludzie?
-Tylko go nie krzywdź...
-Nie zrobię tego-zapewnił.
Joy westchnęła z ulgą
-Za to ty...
Mercer pisnęła,gdy postacie wepchnęły ją w środek kręgu. Victor złapał ją za rękę,zaś z rękawa kobiety w kapturze wyłonił się mały nóż.
Serce zabiło jej szybciej. Chcą użyć magii krwi. Myślałam,że to tylko mity,ale...Seta i Ammit też uważałam za mit...Nie tego się spodziewałam wchodząc w to wszystko.
Skrzywiła się z bólu,gdy nóż rozciął jej serdeczny palec lewej ręki. Po chwili pojawiły się krople szkarłatnej krwi.
-Niech ta krew połączy tą oto kobietę z Setem,Panem Ciemności i Chaosu-zaintonował Victor,po czym wziął świecę i wycisnął do niej kilka kropli krwi z palca Joy. Buchnęła para.
-Niech jej krew będzie drogą dla Pana Ciemności i pozwoli Mu odnaleźć krew zrodzoną z jej krwi...
Syknęła. Poczuła,że rana zaczyna ją piec. W jej oczach malował się strach. Bała się,że za chwilę się rozpłacze.
-A teraz,niech Wielki Set objawi się nam żyjącym i wejrzy na jej grzeszną duszę!
Victor miał na twarzy minę szaleńca. Uniósł ramiona i mamrotał coś w niezrozumiałym języku.
Płomienie świec zafalowały. Kilka z nich zgasło,a w pomieszczeniu zerwał się nagle zimny wiatr.
Z księgi wyłonił się olbrzymi cień dorównujący rozmiarowi organom milczącym po drugiej stronie pokoju. Zakapturzeni sapnęli cicho.
Cień uformował się w postać nieustalonego zwierzęcia,które ryknęło donośnie.
Serce Mercer waliło jak oszalałe i przeszedł ją dreszcz. Mimo to czuła się dziwnie...spokojna i zrelaksowana.
-O Wielki Secie,rozkaż tej kobiecie sobie służyć a pozwoli ci powrócić!-zakrzyknął Victor. Jego policzki zrobiły się różowe,a włosy przyklejały mu się do czoła. W jego oczach zaś widać było błysk szaleńca.
Zwierzę nazywane Setem skierowało na Joy spojrzenie pustych,czarnych oczodołów.
Ciemne jak noc-pomyślała-Ciemne jak sam chaos.
Po chwili majak ruszył na nią z wrzaskiem. Mercer krzyknęła wyginając plecy w łuk. Poczuła zimno stopniowo rozchodzące się po jej ciele,jak woda wlewająca się do płuc tonącego. Palce jej zdrętwiały. Pulsująca rana zdawała się zagoić.
Wszystko trwało sekundę,ale jak dla niej mogły upłynąć i godziny. Mięśnie zdawały się jej kurczyć i zanikać,a skóra spływać.
Czy tak smakuje śmierć?
Poczuła,jak upada na podłogę. Świat wokół niej zawirował i zamknęła oczy.
-Powstań jako sługa Pana Ciemności!-zagrzmiał Victor.
Otworzyła oczy. Wszystko miało kolor krwi. Tak intensywnie czerwony był świat dla służebnicy Seta.
Z zadziwiającą szybkością wstała i uśmiechnęła się drapieżnie.
-Joy Mercer,powiedz mi:kim jesteś?
-Jestem sługą Wielkiego Seta-głos,który wydobył się z jej gardła z pewnością nie należał do niej.
Jakim cudem słyszę go z tak daleka?-zapytała samą siebie.-Czyżbym nadal była sobą?
-Moim zadaniem jest sprowadzić mego Pana na Ziemię.
-I co w tym celu zrobisz?-spytał Victor.
-Przyprowadzę Wybraną,Osiriona i Pośrednika-odparła automatycznie,jak zaprogramowana. Może i tak było?Zaprogramowali mi ciało na służbę,ale duszy nie zdołali obezwładnić.-I zgładzę tych,którzy mi w tym przeszkodzą...

Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. Na początku wydawał mi się dobry,ale teraz...sama już nie wiem ;c.
Przepraszam,że tak późno,ale nie było mnie przez ten tydzień w domu a że wyszło to dość spontanicznie nie miałam czasu nic napisać ;)
Btw.Ostatnio dowiedziałam się,że Willow po angielsku oznacza wierzba :O Podobnie jak Amber to bursztyn,Joy to radość(pfff!),a Jerome to na polski Hieronim :D Inglisz ys stjupid ^^
Do napisania <3

5 komentarzy:

  1. Ja tam nie widzę żadnego podobieństwa między Jerome'm a Hieronimem, ale jak widać tłumacz google ma inne zdanie. Cóż ;c
    Joy to radość: od tej pory, już nigdy w życiu nie zaznam szczęścia.
    Pfuu
    Rozdział genialny, nie waż się tak mówić ;c Wypchaj się Joy, Marusia jest jedna jedyna.
    Peszek no.
    Zawsze wiedziałam, że Mercer to zdzira. No może nie zawsze, bo raczej od momentu, w którym kazała Marze zignorować zacną ksywkę Beansy Boo (sumując, wszystkiemu winna jest samotna Joy), ale zdzira.
    Rozdział cudaśny, jak mówiłam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufff... Skończyłam! Czytałam do późna w nocy, aż mama z krzykiem nie wygoniła mnie do łóżka. Ale powróciłam rano i skończyła.
    Jeju, kolejna z talentem. Polubiłam Megan heheszki. A Ashley przypomina mi moją przyjaciółkę. Ta też ma niesamowity talent i się tego wypiera, chociaż wiem, ze to kocha. Narysowała mi Brad'a Kavanagh. Takiego zachwytu nie przeżyłam od bardzo dawna.
    Joy mnie przeraża. Victor jest szaleńcem a pary, które uważam za najlepsze są razem i mają dzieci. Boże, kocham Cię! Przywróciłaś mi stare TdA, myśli, że jakby waldzio się nie wpierniczył, tak by było. To trochę boli, ale dla waldzia słowo 'miłość' oznacza kąpanie psa i dwa dialogi wciągu trzech sezonów. Bada, buc!
    Wow, zapowiada się na blog z przyszłością. Masz zajebisty pomysł na fabułę, bohaterów i na niebezpieczeństwo. Dam sobie uciąć głowę, że Lily to Wybrana, Megan jest Osyrionem a Nick-Pośrednikem. Spostrzegawcza ja :3
    No, od dzisiaj masz stałą czytelniczkę bloga. Awww :3 Ja też dzięki Sapphire i MClarke zaczęłam pisać. To niesamowite, jak te dziewczyny potrafią utrzymać klimat naszego HoA, które kochamy. Piszę - ale za wielka pisarkę wielkich lotów się nie uważam. Ten poryty umysł >.<
    Jak to możliwe, że tak niewiele osób komentuje twojego bloga? Przecież jest świetny! Eh, ludzie nadal jarają się Mabian i Jeroy. Ostatnio kłóciłam się z 'prawdziwą fanką Jeroy' Podałam jej osiem najważniejszych powodów, dlaczego Jara powinna być razem. Dziewczyna nie potrafiła podać ani jednego. Pokemony zaczęły interesować się HoA! Uciekajcie tłumy! Bójcie się! Zagłada już blisko!
    Awww :3
    Jak ja kocham normalnie pisać długaśne komentarze.
    Co do rozdziału : Awww :3 Takie małe słówko, ale nie potrafię znaleźć innego do wyrażenia zajebistości.

    Wielkaaa fanka <33
    Joylitte
    XXX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak ja kocham dostawać długaśne komentarze <3
      Cieszę się,że ci się podoba,takiego kazania to w życiu nie dostałam i postaram się odwdzięczyć ^^
      Nie będę robić Ci nadziei i nie zdradzę dalszej fabuły,ale przyznam-Jesteś spostrzegawcza ;)

      Usuń
  3. OKEJ, teraz juz bez problemow przystapilem do czytania. Masz wielki talent dziewczyno. Wiecej juz nie napisze bo inni czytelnicy zrobia to za mnie. Weny zycze i czekam na nexta;) Pozdro:)

    OdpowiedzUsuń