JOY
Wreszcie skończyła oprowadzać
nowych uczniów po szkole i zrobiwszy sobie kawy,usiadła przy starym
drewnianym biurku należącym niegdyś do Ericka Sweet'a.
Lubiła młodzież.Przecież
jest dyrektorką w prestiżowej szkole z internatem.Nie może być
inaczej,a jednak...
Miała wrażenie,że nowi
mieszkańcy Anubisa z góry umieścili ją na straconej
pozycji.Zwłaszcza ta czarnowłosa,córka Mary i Jerome'a...
Oparła łokcie na biurku i
potarła dłonią skroń.Tak,córka Jerome'a,która powinna przecież
być jej własną.To ona,Joy przez pół ostatniego semestru z nim
chodziła,wspierała go,po prostu była przy nim...Do tej pory
pamiętała list,w którym wyznał,że ją kocha...Ją,nie Marę.
A on jednak wybrał właśnie
Marę.
To bolało.
Tak cholernie bolało...
Najgorsze było wmawianie
sobie,że nic już do niego nie czuje.Przecież to bzdura.Pomimo
upływu tych dziesięciu ciężkich lat kochała go tak samo jak
wtedy.I nawet miłość do własnego syna nie była wstanie wygrać z
miłością do Jerome'a Clarke'a.
Westchnęła upiła łyk kawy.
Oczywiście,że kochała
Evana.Nie byłaby matką,gdyby tak nie było.Ale prawda jest taka,że
urodził się wyłącznie poprzez jej tęsknotę za Jerome'em,podczas
tego krótkiego romansu z Mick'iem.Nie była nawet w w stanie sobie
przypomnieć,jak właściwie do tego doszło.Nie żałowała
tego.Jedyne czego żałowała w swoim życiu,to złożenia broni...
Z zamyślenia wyrwało ją
pukanie do drzwi.
-Proszę-odchrząknęła i
wyprostowała się na krześle splatając dłonie.
Sądząc po je minie,do gabinetu
wszedł jedyny mężczyzna w tej szkole,nad którym nie miała
władzy.Zarazem jedyny,którego się obawiała.
-Victor-oznajmiła chłodno
-Spodziewałam się ciebie
Victor Rodenmaar Junior nie
zmienił się ani odrobinę.Wciąż był tym samym,zgorzkniałym i
chciwym koszmarem mieszkańców domu Anubisa,którym był od przeszło
dziesięciu lat.Ale przede wszystkim,wciąż żył...
Skinął wolno głową i usiadł
na krześle przed biurkiem Mercer.
-Czego ode mnie chcesz?
-Widziałaś się z nowymi
uczniami domu Anubisa?
-Owszem-skinęła głową-I
wciąż nie rozumiem dlaczego kazałeś mi złamać zasady wiekowe
obowiązujące w Anubisie.Nigdzie nie ma przecież domów dla dwóch
roczników...
-Wkrótce to zrozumiesz-odparł
krótko-Potrzebne mi są ich akta.Wszystkich.
-Teraz?-zdziwiła się i
jednocześnie przestraszyła Joy-Jest początek roku
-Właśnie dlatego.Te dzieciaki
będą nam potrzebne.
-Do czego?
-Dowiesz się w swoim
czasie-powtórzył-A teraz daj mi te dokumenty!
-Już ci powiedziałam,że...
Drzwi gabinetu otworzyły się i
stanął w nich Evan
-Och,przepraszam-odparł nieco
zawstydzony przerwaniem prawdopodobnie ważnej dyskusji.Victor
odchrząknął spoglądając na Joy.
-Tyle razy ci mówiłam,żebyś
najpierw zapukał-odparła karcąco-Coś się stało?
-Nie chcę tam mieszkać-oznajmił
buntowniczo chłopak-Mówiłem ci tyle razy,jesteś moją
matką,powinnaś chociaż to wziąć pod uwagę.
Westchnęła i przymknęła
oczy.
-Masz rację.Nie powinnam była
tak naciskać.Przeniosę cię jutro do Izydy...
-Wykluczone-oznajmił
Victor-Chłopak zostanie z całą resztą.
Joy nie wiedziała co ma
robić.Evan był jej najbliższą rodziną,jej jedynym synem i
chciała dla niego jak najlepiej,a Victor...Wiedziała,dlaczego wciąż
żyje i że coś planuje.Współpracowała z nim tyle lat i do tej
pory nie było problemów.Cały czas był chciwy i zgorzkniały,jednak
to dało się wytrzymać.Ostatnio jednak znowu zaczął wykazywać
objawy tej swojej manii.Dość.Musiała się w końcu dowiedzieć
prawdy
-Podaj mi chociaż jeden
powód,żeby tam został-odparła krzyżując ręce na aktach,które
zabrała z szuflady
-Chcesz powodu?Dobrze.Dam ci ten
cholerny powód.Za mną,ty też chłopcze!
Evan posłał matce
zaniepokojone spojrzenie,ale ona była równie bezradna.W milczeniu
wyszli ze szkoły i skierowali się na południe,do głównej bramy.
Joy była zaskoczona widząc
wyłaniający się przed nią budynek.Sądziła,że stróżówka jest
bezużyteczna od lat.To dziwne,że będąc teoretyczne głową tej
szkoły tak niewiele o nie wiedziała.
Victor wyjął z kieszeni
pokaźny pęk kluczy,znalazł odpowiedni i przekręcił go w
zamku.Elektroniczny zamek okazał się ponad jego siły,więc wrócił
do tradycyjnych,skutecznych metod
-No już-mruknął zaganiając
Mercerów do środka-Szybciej,szybciej
W pomieszczeniu było ciemno,a w
powietrzu unosił się zapach wilgoci i starości.Victor włączył
światło i ujrzeli meble i obrazy zakryte zakurzoną folią.Bez
słowa ruszyli z Victorem po skrzypiących schodach.
Evan wzdrygnął się lekko za
widok rozprutych zwierząt w formalinie,które stały na biurku
pośrodku wielkiego pokoju z organami.
Joy uświadomiła sobie,że już
tu była.Słynny projekt o zaćmieniu robiony wspólnie z
Jerome'em.Wtedy odkryła prawdę o jego podwójnym życiu...pokręciła
głową i zmusiła się do skupienia.
Usłyszeli powolne kroki
nieopodal.Zza rogu pokoju wyłoniła się przestraszona rudowłosa
kobieta z równo obciętą grzywką.Trzymała w ręce wazon gotowy,by
roztrzaskać go komuś na głowie.
-Ach.Harriet-oznajmił prawie
wesoło-Spójrz.Przyprowadziłem ci gości
Harriet nie spuszczała wzroku z
Victora
-Wypuść mnie stąd-wyszeptała
błagalnie-Obiecałeś...już tak długo...
Tego było za wiele.
-Victorze,kim jest ta
kobieta?!-krzyknęła Joy-Jak długo ją tu trzymasz?!
-Harriet jest naszym
kluczem-wyjaśnił unosząc głowę
-Do czego?O co tu do cholery
chodzi?
Evan stał jak sparaliżowany
wpatrując się w kobietę,a Victor ze spokojem wprowadzał Joy w
tajniki ceremonii.Kobieta słuchała z przerażeniem.
-Oni nie mogą-zwróciła się
do Evana-Proszę,to okropne...ja nie mogę!
-Zamilcz,albo podzielisz los
swojej siostry!-warknął Victor-Chyba nie jesteś na tyle głupia by
igrać z bogami?
Harriet westchnęła i spuściła
głowę.
-Jeśli to się
powiedzie...-zaczęła ostrożnie Joy-Co będę z tego miała?
-Hm...-Victor zakołysał się
na piętach-Kto wie,jakie są możliwości bóstw...jeśli będą z
ciebie zadowoleni,możesz się spodziewać sowitej nagrody.
Na twarz Joy powoli wypłynął
uśmiech i bez wahania podała Victorowi dokumenty.Wiedziała
doskonale,jakiej nagrody sobie życzy.
Hyhyhy,Joy jest obłąkana,psychiczna i nie wiem co jeszcze ^^ W zasadzie nic nowego.Osobiście uważam,ten rozdział za jeden z najlepszych :D
Joy jest Forever Alone'm i kropka.Tylko to mi do niej pasuje.Więc Waldzio:
Mam gdzieś twoje porąbane Jeroy'e Willome'y i inne Mabian'y.No.Także papa <3
Świetny... :*
OdpowiedzUsuńJOY MA DZIECKO Z MICK'IEM?! O_O So close.
OdpowiedzUsuńCzego sobie życzy... JOY HULTOJU NIE! TEGO CI NIE WOLNO! Znasz Jerome'a on ciągle kłamie, w liście też ^ ^ Mercer spiskuję z Victorem... Ohoho, wiedziałam, że ta menda nigdy nie będzie mieć czystego sumienia.
Rozdział świetnyyy <3 Oczekujem momentu, w którym Jeruś wspomni jak to siemmm stało, iż wybrał Marusię ^ ^
Mick płaci alimenty? Zapewne w postaci kokosów, czy co tam kurde w tej Australii jest ^ ^
Czekam na następny C:
Prawdę mówiąc nie miałam w planach wspomnienia o ponownym połączeniu Jary,ale ok,napisze go dla Ciebie :*
UsuńBtw.uważasz,że Mick wie co to alimenty? o.O
Dziękuję <3
UsuńOuu no fakt... A on wgl wie, że ma dziecko? xd
Doprezyzuję wątek Moy ^^
Usuń